Relacja z wyprawy do Peru

Z wyprawy w peruwiańskie Andy wrócił właśnie nasz kolega klubowy – Paweł Józefowicz, który wspinał sie tam wraz z Krzyśkiem Sadlejem (który jeszcze tam pozostał).
Zapraszam do zapoznania się z relacją Pawła.
„Po przyjeździe do Huaraz, tutejszego Zakopanego, czeka nas niemiła informacja, że ten sezon obfituje w śnieg oraz charakteryzuje się niestabilną (jak na Andy) pogodą.
Nie przejmując się tym postanowiliśmy szybko zdobyć aklimatyzację i zabrać się za właściwe wspinanie. Udało się to całkiem dobrze i już w 2 dni później weszliśmy na łatwy szczyt Vallunaraju (5686m).
Po parodniowym odpoczynku w Huaraz postanowiliśmy uderzyć na trudną (ED), choć nie za wysoką (650m), południową (*) ścianę Ocshapalca (5881m). Niestety, po przejściu kilku wyciągów okazało się, że (a) nasza aklimatyzacja jest jeszcze dość słabiutka i (b) warunki w ścianie są bardzo trudne: dużo, nawet w stromych formacjach, śniegu typu ‘cukier’, dziurawy lód itd. Kilkoma zjazdami pożegnaliśmy się więc ze ścianą. Już po powrocie do Huaraz jeden z miejscowych ‘łojantów’ powiedział nam, że ze względu na swoje położenie (ściana zamyka dość krótką dolinę) dość rzadko panują tam sprzyjające warunki.
Parę dni później maszerujemy już pod Artesonraju (6025m). Ten piękny szczyt o kształcie piramidy znalazł się w logo Paramount Pictures. Nasza droga, wyceniona w przewodniku Johnsona na D, prowadzi skrajem południowo wschodniej ściany. To ponad 1000m śniegu i lodu o nachyleniu około 60 stopni.
Wyruszamy w nocy. Warunki w ścianie, wbrew temu co mówiły dwa zespoły, które wycofały się poprzedniego dnia, okazują się całkiem znośne.
Niestety, gdy jesteśmy w dwóch trzecich ściany, przychodzą chmury i zaczyna padać śnieg. Pod samym wierzchołkiem napotykamy na starą, wmarzniętą w śnieg szablę. Na szczycie stajemy ok. 11 przy niemal zerowej widoczności. Po chwili rozpoczynamy zjazdy. Pierwszy zakładamy ze starej szabli, następne z Abałakowów i naszych szabli. Gdy nastromienie ściany spada, zaczynamy mozolne zejście i o szóstej jesteśmy z powrotem w namiocie.

Naszym ostatnim celem jest droga Jaegera (ED, 700m) na wschodni wierzchołek Chacaraju (6001m), jedna z najtrudniejszych dróg lodowych w regionie. Piękna południowa ściana Chacaraju wystrzela z jeziora zwanego Laguna 69.
Niestety, znów pogoda nam nie sprzyja – w dniu naszego przybycia nadciągają chmury i zaczyna padać. Trzy dni czekamy pod ścianą na poprawę pogody.
Wreszcie trzeciego dnia się przejaśnia. Postanawiamy zabiwakować blisko, jak najbliżej szczeliny brzeżnej, aby w nocy wcześnie zacząć wspinanie. Przetarcie podejścia napawa nas ostrożnym optymizmem. Wydaje nam się, że nie spadło zbyt dużo świeżego śniegu i warunki oceniamy na dobre. Startujemy o 2. Niestety szybko okazuje się, że warunki w ścianie są gorsze niż na podejściu, a na dodatek o 4 zaczyna mocno wiać. Po kolejnej godzinie ścianą walą już pyłówki. Z ciężkim sercem decydujemy się na odwrót i z duszą na ramieniu zjeżdżamy z kolejnych szabli wbitych (a czasami wsadzonych) w luźny śnieg.

Już po moim wyjeździe Krzysiek wszedł samotnie na Huascarana (6768m). Wejście i zejście zajęło mu trzy dni, co jest znakomitym czasem, gdyż miał do pokonania 3500m różnicy wysokości w obie strony.

(*) Cordiliera Blanca znajduje się na południowej półkuli, więc odpowiada to naszej ścianie północnej.

Paweł Józefowicz”