Relacja z obozu AILEFROIDE 2012

Czyli socjal zamiast cyfry

.txt||Piotr Banasik

.img||Zbyszek Warakomski

Na dwutygodniowy obóz UKA w Ailefroide przyjechaliśmy w końcówce lipca. Krajobraz po opadzie nie zachęcał. Już następnego dnia okazało się, że to podpucha.

Początek sierpnia był upiorny. Temperatury w dzień dochodziły do 35 stopni C. Chłodne noce dawały nieco wytchnienia. Wieczorami odbywały się obowiązkowe ogniska. Było ciężko… bo w okolicy, mimo dużego zadrzewiania występował wyraźny deficyt paliwa do ognisk. Konkurencja do rachitycznych gałązek była spora – na kempie zamieszkiwało z 500 osób i każdy chciał posiedzieć po zmroku w czarodziejskim blasku. Ostatnie ogniska gasły ok. 2 w nocy i to były nasze. Raz tylko przyszedł jakiś Francuz z pretensjami, że dziecko mu płacze. Jeszcze kiedy indziej trafił się Węgier ok. 20 wieczorem z nadąsaną miną żądający, żebyśmy zaprzestali gry w Zośkę. Mieliśmy też frisbee, kupione za wygraną w pokera (gra o niskiej wygranej). Wadą wybranego przez nas miejsca były kolejki do natrysków i WC. Opcjonalnie wybrane miejsce w sektorze B przez część obozowiczów tego problemu nie rejestrowały.

Ulubionym miejscem restowym był duży park nad jeziorkiem w Moint Dauphin. Można tam zagrać nawet w minigolfa, co dla początkujących golfiarzy jest zarąbistą zabawą w cenie zaledwie  4 euro za gracza. Uwaga na dołek numer 11 – zdradliwy spadek powoduje, że lepiej cofnąć się na linię startu 🙂

Nasz Zespół (Jr. Banaś + St. Banaś) dzięki średniej wieku ok. 35 zanotował „średnie” wyniki.

Spróbowaliśmy naszych sił w kilku rejonach i kategoriach. Okolica (15 min w każdym kierunku) to wszechobecny granit. W granicie mieliśmy trzy próby na drogach wielowyciągowych. Wszystkie w pełnym słońcu. Na początek wybraliśmy „Spit On Cup” na Contreforts de la Draye. Ta 200 metrowa droga nie nastręczała nadzwyczajnych trudności. Ciekawostką opisu drogi powrotnej jest zalecenie zjazdu o długości 50m. Mieliśmy 60 m liny i ostatnie kilka centymetrów musieliśmy pokonać z delikatnym zejściem na czubki palców.

Parę dni później przypuściliśmy szturm na „Orage D’Etoiles”, z którą miałem porachunki sprzed paru lat 😉 tym razem odparło nas podejście??? (nagle stanęło dęba i wydało mi się, że trzeba je obejść trawniczkiem w prawo – zapchaliśmy się w parchach i nastąpił nerwowy wycof z użyciem asekuracji) więc poszliśmy się podbudować na jednowyciągówki, ze skutkiem, który trudno nazwać sukcesem.

Następnym celem był chyba przebój regionu tj. Palavar Les Flotes. 400 metrów – ok. 12 wyciągów wspinania w dobrze ubezpieczonych, wykładających się płytach. Strategicznie wyszliśmy ok. 11.00 z obozu i po odczekaniu ok. godzinki, gdy ostatni zespół wbije się w ścianę ruszyliśmy Juniorem do góry. Już po kilku pierwszych wyciągach zorientowaliśmy się, że 3 litry wody, jakie zabraliśmy w ścianę zniknie zanim dojdziemy do końca drogi. Mimo przyjętej taktyki, że pozostałe pół litra zostawiamy na zjazdy i przez ostatnie 4 wyciągi tylko zwilżamy usta, dwa ostatnie wyciągi szliśmy już bez wody (usta chłonęły niczym gąbki i za nic im była narzucona przez nas dyscyplina i zasady). Później jeszcze 6 zjazdów z topa (za czwórką Niemców i przed dwójką niezwykle szybkich Francuzów) i po poręczy dopadliśmy do depozytu. Odbudowaliśmy siły bananami i szczęśliwie wróciliśmy (dumni?) do obozu.

W temacie wspinania sportowego „siekaliśmy” konglomeraty (zlepieńce) w Moint Dauphin. Faktura przypominała w wielu miejscach janówkowy beton.

Bardzo ciekawe wspinanie zastaliśmy w Le Canyon Rive Droit & Guche. Wspaniały chłód, kupa cienia  i przepływający strumyk czystej wody to dopełnienie dobrze trącej wapiennej skały o ciekawych kształtach i formach.

W samym Ailefroide byliśmy w prawie wszystkich rejonach sportowych. Oczywiście było i bulderowanie. Bardzo rozwojowe zajęcie.  I sprzyjające socjalizacji, bo większość oblężonych bulderów koncentrowało kilku do kilkunastu sportowców.

Generalnie atmosfera , mimo że sportowa, była super. W pobliżu kempingu są dwa sklepy sportowe, dwa spożywcze, można wypożyczyć dowolny sprzęt do wspinu (od kasków i raków do crashpadów i butów wspinaczkowych) no może poza linami.

4 komentarze do “Relacja z obozu AILEFROIDE 2012”

  1. rekonstrukcja rekonstrukcją ale gdzie moje apanaże patentowe!
    bierzemy drewno ze sobą, czy będziemy rąbać na miejscu?

Możliwość komentowania została wyłączona.