Biegniemy, ale dokąd?

Autor: Jacek Czabański

Jak każdy delegat na walny zjazd PZA dostałem do domu książeczkę zawierającą sprawozdanie z prac ustępującego Zarządu. Książeczka liczy sobie kilkadziesiąt stron, druk jest czytelny, czcionka dobrze dobrana a marginesy szerokie. Okładka zaś jest kartonowa i żółta, z grubszego niż pozostałe strony, papieru. Całość została ładnie zszyta. Ogólnie, odnoszę wrażenie, że to sprawozdanie to najlepsza rzecz zrobiona przez PZA w ciągu minionych 3 lat.

Tym chętniej zapoznałem się więc z propozycjami zmian, a konkretnie przeczytałem manifest jednego z działaczy PZA, Artura Paszczaka, umieszczonego w ostatnim numerze Taternika (4/2004).

Tekst ten wychodzi ze słusznego założenia, że PZA nie powinna stać w miejscu i że dużo jest do poprawy. Autor rysuje trzy scenariusze: jeden to status quo, drugi to powołanie nowej federacji wspinaczkowej, a trzeci to reforma PZA i ten właśnie scenariusz jest przez autora szczegółowo opisywany. Jednak proponowane środki nie mają sensu i mogą poważnie zaszkodzić funkcjonowaniu środowiska wspinaczkowego.

Postulaty

Artur postuluje czterokrotne zwiększenie obciążeń klubów wspinaczkowych na rzecz PZA, po to aby zamiast dwudziestu kilku tysięcy, do PZA wpływało 80 – 100 tysięcy złotych. Pozwoli to, jak twierdzi Artur, na podjęcie szeregu nowych inicjatyw, w tym budowę taboru w Rzędkowicach i odnowienie bazy tatrzańskiej. W celu osiągnięcia takich wpływów, Artur postuluje obciążenie klubów ryczałtową (to jest niezależną od liczebności) składką 5.000 zł rocznie. Jak zauważa Artur dalej, doprowadzi to do likwidacji części klubów (zwłaszcza tych mniejszych), bądź ich konsolidacji. Zmiany, jakie wywołałoby takie obciążenie finansowe są więc daleko idące.

Skąd pieniądze?

Celem wprowadzenie zmian jest zwiększenie budżetu PZA. Obecnie budżet PZA to ponad 800 tysięcy złotych, w większości pochodzących z dotacji państwowej. Pieniądze te wykorzystywane są głównie na dofinansowanie wypraw oraz szkolenie młodzieży. Z tych pieniędzy żyje również biuro PZA (którego koszt rocznie to ok. 200 000 zł.). Fakt otrzymywania dotacji państwowych jest jednym z podstawowych celów istnienia PZA – bez istnienia Związku nie byłyby takich możliwości i samo to przemawia za utrzymaniem szyldu a nie powoływaniem nowej organizacji. Nie sposób jednocześnie nie zauważyć, że dotacje na zadania sportowe nie stanowią jedynego możliwego źródła finansowania i błędne są przekonania Artura, że nie ma pieniędzy w budżecie państwa na inwestycje.

Na inwestycje sportowe przeznaczony jest przede wszystkim bogaty fundusz finansowany z wpłat totalizatora sportowego. Z tych pieniędzy można budować sztuczne obiekty, a także zastanawiać się nad ekiperskimi pracami w skałach. Ten drugi cel prawdopodobnie lepiej będzie realizować za pomocą dotacji ze Zintegrowanego Programu Operacyjnego Rozwoju Regionalnego (ZPORR), który jest programem finansowanym przez UE i między innymi może służyć poprawie infrastruktury turystycznej i sportowej. Przygotowywanie rejonów, wyposażenie dróg, budowa toalet, wyznaczanie ścieżek etc. są działaniami, które mieszczą się w zakresie tego programu. Wreszcie, gminy oraz powiaty dysponują środkami na inwestycje. Wszystkie te źródła mogą być wykorzystane w celach poprawy infrastruktury wspinaczkowej, w tym w Tatrach. W tym celu należy jednak aktywnie szukać pieniędzy, a nie ograniczać się do przepisywania preliminarzy budżetowych z roku na rok i czekaniu na decyzje urzędników od sportu. Warto zauważyć, że to właśnie fundusze lokalne (często w połączeniu z funduszami UE) są źródłem finansowania wielu prac w zachodnich rejonach wspinaczkowych.

Wreszcie, rozważyć można wpływy z licencji instruktorskich. Przy 100 licencjach instruktorskich, składka 200 zł. rocznie, zapewnia drugie 20.000 zł. Oczywiście, PZA nie powinna się ograniczać do podnoszenia opłat. W zamian należy zapewnić państwowe uznanie stopnia instruktora oraz zacząć szeroko reklamować instruktorów PZA jako ludzi gwarantujących bezpieczeństwo szkoleń. I tak np. całkowicie przez PZA jest pominięta sprawa szkoleń team-builingowych – a przecież nie byłoby trudno przekonywać firmy, że tylko poprzez zatrudnianie instruktorów PZA miałyby zapewnione bezpieczeństwo i unikały wypadków. Aż się nie chce wierzyć, że obecnie Betlejemka jest deficytowa (jak schronisko w Tatrach może być deficytowe?!), a jednocześnie konkuruje cenami z prywatnymi szkołami. Betlejemka powinna wyznaczać najwyższy standard szkolenia, przy wysokich cenach, i być oddana do użytku najszerszego grona instruktorów, pod nadzorem komisji szkolenia.

Na sam koniec, można rozważyć korzyści płynące ze statusu organizacji pożytku publicznego, który daje prawo do przekazywania 1% podatku od dochodu osób fizycznych. Aktualnie, tylko dwie alpinistyczne organizacje mają taki status: Fundacja Wspierania Alpinizmu Polskiego oraz UKA, choć starać by się mogło więcej (jeśli jesteście zainteresowani jak można uzyskać taki status dla Waszego klubu, służę pomocą).

Podniesienie składki klubów o 60-80 tysięcy powiększy ogólny budżet PZA o niecałe 10% – nie są to duże pieniądze, a nawet trzeba stwierdzić, że są to zupełnie nikłe środki w porównaniu do tego, co może PZA uzyskać, gdyby rzeczywiście się tym zajęła. O ile jednak dla PZA to nieduże pieniądze, to dla klubów skutki byłyby opłakane.

Biada klubom

Przyjmijmy za dobrą monetę postulat 5.000 składki do PZA. Klub, którym od kilku lat kieruje, jest jednym z największych w Polsce i aktualnie liczy 218 członków. Składki członkowskie w UKA wynoszą od 40 do 70 złotych (przeciętnie 50 zł.) a i tak nie wszyscy opłacają je na bieżąco.

Obciążenie klubu składką na rzecz PZA w wysokości 5.000 zł. będzie kosztować każdego członka UKA ponad 40 zł. rocznie, a więc prawie całość jego wpłaty. W celu utrzymania budżetu Klubu powinniśmy więc znacząco podnieść składki członkowskie – skutek jest łatwy do przewidzenia. Najpierw ludzie przestaną płacić, a następnie zrezygnują z członkostwa w Klubie. Jako remedium, Artur sugeruje łączenie się klubów.

Po co w ogóle ludziom kluby?

Obecnie kluby są zrzeszone w PZA i jest to wystarczająca forma współpracy – dalsza konsolidacja klubów jest bez sensu. Najlepiej będzie to pokazać na przykładzie środowiska warszawskiego, które dobrze znam.

W Warszawie obecnie działają następujące środowiska: Speleo, UKA, KW Warszawa, Polski Klub Górski, Sekcja Alpinizmu PTT, MKS Matragona (wszyscy to członkowie PZA) oraz sekcja wysokogórska SKG, sekcje wspinaczkowe UW, PW, SGH, Klub Górski Jelonki oraz luźne grupy skupione wokół ścianek „W Pionie”, Obozowa, BUW, Siennicka i Lelewel. Lekko licząc jest to 16 środowisk. Niewątpliwie to dużo. Równie niewątpliwe jest to, że istnienie tak wielu grup nie jest przypadkowe, lecz oddaje istotne zapotrzebowanie ludzi na małe grupy środowiskowe.

Na przykład UKA w ciągu ostatnich 5 lat powiększyło się dwukrotnie, mimo działania na konkurencyjnym rynku. Stało się tak dlatego, że w klubie zebrała się grupa ludzi potrafiących działać sprawnie, a Klub był na tyle mały, że wszystkie zmiany mogły być dokonane natychmiast i były odczuwalne przez wszystkich. Gdyby jednak w Warszawie istniał tylko jeden klub, to wpływ pojedynczych ludzi na jego działanie byłby ograniczony a chęć władz do nadążania za konkurencją byłaby żadna, ponieważ konkurencja by nie istniała (innymi słowy, byłby to problem PZA, tyle że na szczeblu lokalnym). Doszłoby do alienacji członków tego wielkiego klubu, a klub pogrążyłby się w marazmie. Nie przypadkiem, w każdy większym mieście istnieje więcej niż jeden klub – stan ten należy uznać za zdrowe działanie mechanizmu konkurencji na rynku stowarzyszeń wspinaczkowych.

Siłę działania na poziomie lokalnym może obrazować bilans tegorocznych działań UKA: wydanie pierwszego CD wspinaczkowego z topo rejonów europejskich (grant UE), biuletyn klubu, kilkanaście pokazów slajdów, zawody wspinaczkowe, prowadzenie sekcji juniorów, prawie 20 uczestników wyjazdu do Chamonix, liczne wyprawy członków klubu w góry wysokie, dofinansowania do zawodów, ciąg dalszy obijania Biblioteki. Stać nas też na fundowanie corocznych nagród. Byliśmy wreszcie wygodnym pośrednikiem przy finansowaniu dużej wyprawy himalajskiej. Wszystkie te akcje byłyby niemożliwe, albo poważnie utrudnione, gdyby nie to, że decyzje podejmujemy na poziomie lokalnym, a więc szybko i bez biurokracji (a Artur podsumowuje działania klubów: „nikt nic konkretnego z tego nie ma”!).

Konieczna współpraca klubów może odbywać się na forum PZA lub w drodze zawieranych ad hoc porozumień. Argument Artura o kosztach utrzymania 62 lokali jest demagogiczny: np. w Warszawie drożej by nas kosztowało uczestnictwo w lokalu wspólnym z KW, niż lokal samodzielny, jaki mamy teraz. Ponadto, nie można zlikwidować 62 lokali, ponieważ lokale są potrzebne do działania lokalnych grup – likwidacja takich lokali oznaczałaby likwidację działalności lokalnej. Słuszne natomiast są postulaty ograniczania kosztów stałych – warto np. rozważyć, żeby PZA zakupiła program księgowy z licencją dla wszystkich klubów, albo żeby księgowa PZA wspomagała księgowość często prowadzoną samodzielnie przez lokalne kluby. Ogólnie rzecz ujmując, PZA powinna starać się pomagać klubom w ich działalności!

Divide et Impera

Postulowana składka 5.000 zł. stanowi przy obecnych zasadach składki (7 zł / osobę) równowartość składki płaconej przez klub liczący ponad 700 osób. Ponieważ obecnie członków klubów zrzeszonych w PZA jest ok. 3000 osób, to nowych klubów, dla których nowe zasady nie oznaczałyby strat, mogłoby powstać w sumie 4. Ale przecież, gdyby były tylko 4 kluby w Polsce, płacące po 5.000 zł. składki, to tak jak teraz do PZA wpływałoby ok. 20.000 złotych rocznie.

Nie chodzi więc w gruncie rzeczy o konsolidację klubów, ale o zwiększenie obciążenia każdego z członków na rzecz PZA. 100.000 złotych od 3000 wspinaczy oznacza ok. 30 zł. składki od każdego z nas na rzecz PZA.

Korzyści zaś, jakie PZA mogłaby wygenerować na rzecz osób zrzeszonych – co mogłoby przyciągnąć nowych ludzi – korzyści, z których wykluczyć można byłoby osoby niezrzeszone (które przecież nie musiałyby opłacać składki) będą niewielkie. Zniżka na taborze? Tańszy nocleg w Rzędkach? Już obecnie, płacona przez UKA składkę do PZA (w tym roku blisko 1.500 zł.) wystarczyłaby na odpowiednie dofinansowanie noclegów w Tatrach. Przy składce 5.000 zł. klub byłby w stanie zapewnić finansowanie również i wyprawom na poziomie zapewnianym przez PZA – sens dalszego uczestnictwa w związku stanąłby pod znakiem zapytania.

PZA nie działa najlepiej a ludzie nie chcą do niego należeć. Zamiast poprawić funkcjonowanie PZA, starać się o dodatkowe fundusze publiczne lub prywatne, Artur idzie najprostszą drogą i proponuje zwiększyć obciążenie składkami na rzecz PZA i nakłania nas do posiadania nadziei, że działacze PZA nie przeputają tych pieniędzy. A może po prostu chodzi o zasadę „Dziel i rządź” – im więcej PZA zabierze klubom pieniędzy, tym więcej będzie mieć władzy dla swoich działaczy?

Jest to droga donikąd, a może nawet jest to droga po równi pochyłej.

Jacek Czabański
Prezes UKA Warszawa (www.uka.pl)