UKA Ultras Runners na XIII Biegu Rzeźnika wersja Hard (103 KM)

Relacja naszych Klubowiczek – Asi Kamer i Gosi Czeczott – z tegorocznej edycji Biegu Rzeźnika.

Należy podkreślić, że dziewczyny były pierwszym kobiecym zespołem w historii biegu, który ukończył trasę hardcore. Brawo!!

Zapraszamy do lektury.

„W ostatni piątek 27 maja w Bieszczadach w Biegu Rzeźnika wystartowały w barwach UKA Ultras Runners – Joanna Kamer i Małgorzata Czeczott. Plan był prosty: biegniemy-na-trasę-hardcore-choćby-nie-wiem-co.

 „Zaczęłyśmy przygotowania jeszcze zimą, w nogach miałyśmy setki kilometrów, do tego trochę treningu siłowego, krótki rekonesans w Bieszczadach (w tym oczywiście rozpoznanie trasy hardcore: Ustrzyki Górne – Szeroki Wierch – Halicz – Rozsypaniec – Wołosate) i… wydawało się, że wszystko gotowe, już tylko wystartować i będzie pełen sukces. Planowałyśmy zrobić trasę standardową w 11,5 – 12 godzin i harcora w miarę sprawnie, żeby jeszcze spokojnie zjeść kolację.

Jak wszyscy wiemy na kilka dni przed startem podano informację, że trasa biegu zostanie zmieniona – końcówka nie będzie prowadzić przez Bieszczadzki Park Narodowy, tylko pasmem granicznym. Na początku było trochę złości i rozczarowania, ale potem stwierdziłyśmy, że może nawet będzie fajnie poznać trochę inną część Bieszczadów. Profil trasy wydawał się trochę łagodniejszy w końcówce niż oryginalnie. Pełne optymizmu stanęłyśmy na starcie.

Początek pobiegłyśmy spokojnie, zgodnie z planem miałyśmy być w Cisnej o 7:02, byłyśmy 7:07 – czyli idealnie, czas miałyśmy zaplanowany z półgodzinnym luzem. W prawdzie nowa trasa była dłuższa, ale wydłużono też limity o pół godziny więc byłyśmy na doskonałej pozycji. Start był o godzinie 3 w nocy, więc po drodze przywitał nas świt oraz pięknie ścielące się mgły. Ten pierwszy odcinek nie jest bardzo
atrakcyjny widokowo, ale wschód słońca, mgły i budzące się ptaki są czymś niezapomnianym z tego poranka. To są bardziej odczucia niż zapamiętane widoki, bo z widoków to pamiętam głównie zielone skarpety Asi.

W Cisnej, na przepaku była szybka dolewka wody, wzięłyśmy jedzenie na kolejny etap i kijki, zostawiłyśmy czołówki i ruszyłyśmy na trasę w doskonałych humorach. Po drodze na Małe Jasło minęłyśmy miejsce w którym trasa hardcore łączyła się z czerwonym szlakiem, którym teraz szłyśmy pod górę, a potem miałyśmy zbiegać do mety. Do przepaku w Smereku wszystko szło zgodnie z planem, miało być trzy godziny – było 3:01. Na przepaku łyczek coli, kilka łyżek zupy pomidorowej, uzupełnienie jedzenia, dolewka wody do pełna i w drogę. Tu zaczynało się nieznane. Byłyśmy już trochę zmęczone ale ciągle zadowolone i pewne swego.

Podejście bez szlaku na Paportą, prawie 500 m do góry, dało nam trochę w kość, ale potem w nagrodę mogłyśmy pobiegać po paśmie granicznym – piękne widoki: na połoniny, na Słowację, naprawdę ładnie.
Jeszcze kilka podejść i biegniemy w dół do przepaku na przełęczy nad Roztokami. Tu już mamy w nogach 65 kilometrów, czas ok. 10:40. Do mety ok. 15 km i planowany czas dotarcia … 1 godzina. Żeby załapać się na limit wyjścia na hardcora – 1:50. Trochę słabo. Jednak rzeczywiście trasa jest dłuższa i trudniejsza. Sytuację skomplikował jeszcze dodatkowo fakt, że źle stanęłam tuz przed wejściem na przepak i zaczęła mnie boleć stopa. Na szczęście nie staw skowy tylko niżej. W czasie gdy Asia dolewała sobie wody trochę mi przeszedł ból, a że było od razu ponad 200 metrów podejścia – jakoś się rozchodziłam. Tyle tylko, że na zbiegu okazało się, że ból stopy minął ale przekształcił się w ból kolana (chyba więzadło poboczne). Generalnie nie mogłam zbiegać stromo w dół. Po płaskim i lekko w dół było
ok. Ostatni odcinek był jednak głównie z góry. W pewnym momencie dostałam informację od Asi, że mamy tylko 5 kilometrów i… 5 minut na ich pokonanie… No to gnamy licząc na to, że limit na wyjście na harcore jest do 16 (13 godzin biegu) to damy radę. Już na asfalcie, na dobiegu do mety spotkałyśmy brata Asi – Marka, który wybiegł nam na spotkanie.

Na mecie (Rzeźnika) byłyśmy z czasem 12:51:26. Ostatnie 15 kilometrów robiłyśmy przez 2 godz. 37 min. Czekało nas jeszcze 17 km. Sędzia na mecie pozwolił nam wystartować na trasę hardcora. W sumie chyba dobrze, że nie miałyśmy czasu rozgościć się na mecie. Musiałyśmy ruszyć od razu. Dołączyła do nas Karolina Krawczyk, która była na mecie 20 min. przed nami, a także Marek, z którym już wcześniej umówiłyśmy się, że pobiegnie z nami ostatni odcinek.
Już sam start był hardcorowy. Od razu stromo do góry 400 m podejścia, potem zbieg i kolejne 500 metrów do góry. To wszystko między 85 i 103 kilometrem. Fajnie co? Te ostatnie 17 kilometrów robiłyśmy prawie 4 godziny. (To tak jakby wbiec na Kasprowy z Kuźnic i zbiec z powrotem).

Ostatecznie na mecie (Rzeźnika Hardcore) byłyśmy z czasem 16:57:12. Trzy minuty przed limitem. 

Ufff.

Na koniec trochę statystyki:

Ukończyłyśmy jako 4 zespół kobiecy z czasem 12:51:26 (normalna trasa) i harcora z czasem 16:57:12. Byłyśmy pierwszym kobiecym zespołem w historii biegu, który ukończył trasę hardcore.”

1 1307 1 1184 1 1205 1 1208 1 1212

?

?