Rok 2000

Autor: Małgorzata Czeczott

W tym roku mało się wspinaliśmy. Duże opady śniegu zimą, praca, szkoła (Marek), kontuzja (ja)… typowe tłumaczenie. Jednak c o ś t a m zrobiliśmy.
Nie mogąc doczekać się końca Wielkich Opadów w lutym poszliśmy do Szczeliny Chochołowskiej. Byliśmy tam z Pawłem Mazurkiem, Pawłem Rybką i Wojtkiem Abińskim. Szczelina Chochołowska to jaskinia o prawie poziomym przebiegu. Nie ma tam wspinania ani zjazdów, ale są dwa otwory. Postanowiliśmy zrobić jej trawers, co udało nam się jedynie dzięki uporowi Marka, który w niewygodnej pozycji przez prawie godzinę odkopywał wyjście zasypane metrową warstwą śniegu. W następnym tygodniu wybraliśmy się do Jaskini Zimnej, doszliśmy do Partii Wrocławskich, zwiedziliśmy Korytarz Galeriowy. Naprawdę ładne miejsce i warto się zmęczyć żeby tam dojść.
Tegoroczną Wielkanoc spędziliśmy w Chorwacji i Słowenii. Wspinaliśmy się głównie w Paklenicy (Anica Kuk i Stup). Wapień był inny niż ten jurajski – generalnie na 6a trzeba się było nieźle trzymać. Pocieszające jest to, że skala paklenicka ma opinię nieco zaniżonej.
Letni sezon zaczęliśmy wyjazdem na długi pierwszomajowy weekend w Tatry. Dojechaliśmy do Kir w niedzielę wieczorem, wcześniej wspinaliśmy się w skałkach podkrakowskich. W dzień święta Pracy poszliśmy wspinać się na Kazalnicę w Stołach. Jest to rejon rozpoznany przez członków Speleoklubu Warszawskiego. Znajduje się tam kilka poprowadzonych przez nich ciekawych dróg o trudnościach w okolicach VII. Niestety Kazalnica wyrasta ponad głowami tłumu, który udaje się do schroniska na Ornaku i z powrotem. Obejrzeliśmy skałę, drogi oraz nowe możliwości i unikając spojrzeń z Polany Pisanej udaliśmy się na spacer 4w stronę doliny Lejowej. Po drodze widzieliśmy filanca-nie-filanca, któremu na wszelki wypadek uciekliśmy.
Następnego dnia – nie spodziewając się, że tłum zniknie – sami postanowiliśmy: poszliśmy do jaskini Czarnej. Jak na podziemną dziurę jest to dosyć przyjemne miejsce: mało schylania, za to trochę wspinania. Wyjściowy Próg Latających Want wyceniony jest na V, nie jest to może dużo, ale w kaloszach i gumowych rękawiczkach oraz przy sztucznym świetle dostarcza pewnych emocji.
Na przełomie lipca i sierpnia Marek poprowadził wyprawę jaskiniową w austryjackim Hohergöllu. Była to wyprawa Sekcji Grotołazów Wrocław. Prowadzili działania w rejonie Ogra – jaskini odkrytej przez Marka i Rafała Mateję (SGW) już w 1995 roku. Tym razem posunęli przodek parę metrów do przodu i ubezpieczyli dojście do niego wymieniając stare plakietki i poręczówki na nowe. Przeszkadzała im zła pogoda i mała ilość czasu przeznaczona na działanie w górach. Jest jednak nadzieja, że po długiej przerwie Ogr będzie eksplorowany – dojście na przodek jest już przygotowane.
Późnym latem – pod koniec sierpnia – znowu pojawiliśmy się w Tatrach. Znowu w Zachodnich. Tym razem zwiedziliśmy nowo odkryty teren wspinaczkowy za zajazdem Józef (za Kirami w stronę Czarnego Dunajca). Dochodzi się tam leśną drogą (prostopadłą do asfaltowej), z której w odpowiednim (!) momencie należy skręcić w lewo i podejść dojść stromą ścieżką przez las. Dojście zajmuje ok. 15 minut. Stoi tam skała o wysokości ok. 20 metrów (wędka z 50m liny jest akurat). ściana jest ospitowana, a drogi zaopatrzone w stanowiska zjazdowe. Skała jest miejscami krucha, ale wspina się tam przyjemnie, chociaż zupełnie inaczej niż w wapieniu jurajskim. Drogi są przygotowywane przez Jana Muskata, niestety nie zdobyliśmy przewodnika po tym rejonie. Ospitowane drogi mają trudności VI+ i więcej.
Jedyną drogą, jaką zrobiliśmy w Tatrach Wysokich była „Zemsta Wacława” wraz z „Wacław spituje” na Mnichu (VII+). Droga ma komplet spitów – użyliśmy tylko jednego małego frienda i jednego dużego rocksa. Jest to droga płytowa, dosyć logiczna (prosto do góry), ale nie zachwycająco ładna.