Morza Południowe

Autor: Robert Sieklucki

14.11.1999. Jestem na obskurnej stacji Greyhounda w San Jose. Autobus dowiózł mnie z pięciogodzinnym opóźnieniem. Ameryka. Walkman wyrzuca kawałek po kawałku, aż wreszcie podjeżdża Tomek. Padamy sobie w ramiona jak byśmy się znali od lat, a przecież poznaliśmy się niecały miesiąc temu i widzieliśmy się tylko przez dwa tygodnie…

morz1b24.10. Camp 4; pakujemy szpej. Jetlug rozwala mój umysł, ale jakoś się trzymamam. Knife’y, v-ki, jedynki, heady itd. Bez końca przekładamy sprzęt i czytamy opis drogi – 5 rurpów,10 knifeów, 18 Lost Arrowów, 6 V-ek, 3 komplety friendów do 4.5, 2 komplety kości, 2 komplety RP offsets, 2 komplety skyhooków, cam hooki, 25 headów i 12 rivet hangerów do tego wszystkiego stado ekspresów, wolnych karabinków, 4 liny i sprzęt osobisty. Kupka sprzętu powoli rośnie. Jeszcze woda, 60 litrów, portaledge, jedzenie, śpiwory. – Weźmy ten (hak), on mi zawsze siada, jest zajebisty. Niestety nasze Haulbagi przybrały wygląd otyłych towarzyszy do wspinania i nie możemy pozwolić sobie na sentymenty w stosunku do szpeju.

25.10. powoli krok za krokiem zbliżamy się do ściany dźwigając na plecach ok 150 kg, co jakiś czas przystajemy by wymienić się workami. Każdemu wydaje sie, że to akurat on niesie ten najcięższy.

– Mówiliście, że pod sciane podchodzi się pięć minut…
– Taaa… Ale bez worów.

Nie jest to pocieszająca informacja. Czas płynie, a my razem z nim. Nareszcie jesteśmy. – O kurwa, na naszej drodze wiszą czyjeś wory. Tak jakieś 100 m od podstawy ściany pięknie podwieszone haulbagi skutecznie zmuszają nas do zmiany planów. Padaja różne propozycje, ale żadna nie jest zadowalająca. Wreszcie decyzja South Seas – Ale to ma A5 – Ale z 1979 – Czy napewno jestesmy na to przygotowani? – Tak, sprzęt jest prawie ten sam – Ja moge to poprowadzic – No dobra jak tak to możemy spróbować. Klamka zapadła, rozpakowujemy sprzęt i patrzymy na pierwsze wyciągi. Nieprawdopodobne przewieszenie. – Ministrant to chuj w porównaniu z tym. Pomimo zadzierania głowy nie jestem w stanie zobaczyć nic poza granitowym murem. Krzysiek przywdziewa rynsztunek i obwiesza się szpejem – Możesz iść. I zaczyna się nasza przygoda ze ścianą. Powoli metr po metrze przesuwa się lina przez przyrząd.

– Chłopaki mam wiadomości – dobiega nas krzyk Tomka, który w międzyczasie pojechał do Curry Village aby zdobyć aktualne informacje o czekającej nas drodze – to nie jest A5 tylko A4, mam aktualny schemat.

To była ta dobra wiadomość, a teraz druga , na drodze niedawno był obryw. Przełkneliśmy te informacje, ale decyzja już została podjęta, pierwsze metry zdobyte, będziemy kontynuować. Mam auto, na dzisiaj już chyba wystarczy. Krzysiek jeszcze próbuje czyścić wyciąg ze zjazdu, ale przewieszenie jest zbyt duże i kończy się tylko na żałosnym dyndaniu i próbie dosięgnięcia kolejnych przelotów. Czyszczę połowę wyciągu i w ciemnościach oddalamy się z pod ściany.

26.10. Dzisiaj kolej na mnie i Tomka, Krzysiek został na dole aby odpocząć po wczorajszym dniu. Małpuję do stanowiska, a tymczasem Tomek kończy czyścić poprzedni wyciąg. Prowadzę mój pierwszy wyciąg w USA. Pierwsze spotkanie z rivetami, jakies dziwne kawałki metalu powbijane w wywiercone otwory. Wieszam się na tym ale nie bardzo mogę uwierzyć, że to coś będzie mnie w stanie utrzymać. później copperheady, birdbeaki i jedynka – Kurwa to ma być A2+, nic z tego nie rozumiem – Nie przejmuj się pierwotnie to było A4, pociesza mnie Tomek. Jakoś docieram do stanowiska i holuję resztę sprzętu. Mój partner jest zmuszony do pokonania tego wyciągu w ławkach, uroki przewieszonych trawersów. Dociera do mnie, by po chwili odpoczynku rozpocząć następny wyciąg. Wiadomo, że nie uda mu się go zrobić przed zapadnięciem zmroku, więc od razu uzbraja kask w czołówkę i napiera. Kolejny raz dzień wspinaczki kończymy po zmroku. Mocujemy liny i ziuu… Emocjonujący 100 metrowy zjazd prosto w lufę.

morz2b27.10. Leżę na polanie, przede mną rozciąga się widok, który do tej pory znałem tylko ze zdjęć w gazetach. Widzę dwie czarne kropki, niewysoko, tuż nad „alkową”. To Tomek z Krzyskiem walczą o kolejne metry, a ja relaksuję się po zimnej kąpieli w Merced. Później transport reszty ekwipunku pod ścianę i zagłębiam się w lekturze książki przy akompaniamencie stukania krzyśkowego młotka.

– Ro-be-rt – dobiega mnie wołanie z góry. Chyba przysnąłem. – Pod-czep wo-ry!

Zaczyna się, trzeba się ruszyć i pomóc chłopakom i sobie. Po dłuższej chwili wory są wciągnięte na stanowisko i chłopcy śmigają w dół zmęczeni ale ciągle zadowoleni. – Jutro twoja kolej, kluczowy wyciąg jest dla ciebie.

28.10. Pada, leje, bez przerwy, czyli nie zaplanowany dzień restu dla wszystkich. Wieczorem zapada decyzja. Dosyć tego poręczowania, zbyt dużo czasu tracimy na zjazdy i małpowanie, jesteśmy już 140 m od gleby. Jutro wchodzimy w ścianę. Ostatnia noc na ziemi.

29.10. Budzimy się w nocy. Jedna myśl. Jak najprędzej spakować się i rozpocząć małpowanie, aby jak tylko wzejdzie słońce już się wspinać. Na dzisiaj zaplanowany jest tylko jeden wyciąg. Docieram pierwszy na stanowisko i przyglądam się temu co mnie czeka, nie wygląda to tak źle, przynajmniej są wiodące formacje – rysy w okapikach i przewieszona ok 20 metrowa odstrzelona płyta, dalej nie widzę. Patrzę na opis, „expanding flake”, brzmi to jeszcze dla mnie tajemniczo i nie wiem czym to pachnie. Po paru metrach już czuję co to znaczy expanding, gdy wbijany przeze mnie lost arrow rozszerza szczelinę, i przelot z podemnie wypada , więc to tak. Zaczynam poruszać się ostrożniej i używać jak najmniej haków, do wyboru zostają mi jedynie copperheady, kostki RP i Lepper cam hooki. Te ostanie były dla mnie całkowita nowością i potrzebowałem troche czasu by zawierzyć im swój ciężar.

– Tomek, czy camhooki można osadzać w dachu?
– Tak ale tylko największego.

Nie pocieszył mnie. Nie mam wyboru i patrzę przerażony jak kawałek metalu włożony w okap sprężynuje pod moim obciążeniem. Takie punkty jest trudno testować, zwłaszcza jeżeli od kilku metrów nie pozostawiasz za sobą nic poza copperheadami, a krawędź po lewej złowieszczo błyszczy w słońcu. Chyba nie dam rady… To jest za trudne… Nie, to nie może być niemożliwe, ludzie tędy przeszli. Głosy rozlegające się w mojej głowie dają mi znać o trudnościach wyciągu. Zaciskam powieki i powoli posuwam się do przodu. Napięcie, dziwnie kontrastuje ze spokojem, który opanowuje mój umysł. Mistycznych doznań nie jest w stanie zakłócić, żaden odgłos z zewnątrz. (Tomek z Krzyśkiem pokrzepiają mnie słowami K… P… S… CH…) Jestem tylko ja i kolejny niepewny punkt. Nie martw się końcówka ma być łatwa, wewnętrzny głos powtarza mi to za każdym ruchem. Wreszcie rivet, chwila odpoczynku, ale zaraz, tu miało być już łatwo, przepinanie po rivetach. Nie wierzę oczom, jeszcze dwa rivety i koniec, gładka ściana i nic. Coraz bardziej zmęczony i przerażony zaczynam wieszać się w skyhookach i przekładać je. Nie myśleć, przekładać, powiesić nowego – zabrać poprzedniego. I wreszcie

– Mam auto! – Czerwona gotowa! – Żółta gotowa! – Wypuszczaj wory!

Wyczerpany, jeszcze nieświadomy że te wszystkie okrzyki będą rozbrzmiewały przez kolejne osiem dni…

Kalendarium:

  • 25.10. 1 – A2+ K (The Alcove);
  • 26.10. 2 – A2+ R; 3 – A2 T;
  • 27.10. 4 – A3 K;
  • 29.10. 5 – A4 exp. R;
  • 30.10. 6 – A3 T; 7 – C2 K (Great White Shark);
  • 31.10. 8 – A2+ T (Rubber Band Man Pendulum); 9 – A3 po ciemku R do obrywu;
  • 01.11. 9 – 5.9 R klasyczne przejscie przez obryw; 10 i 11 – A? K; 12 – A? T, po ciemku;
  • 02.11. 13 – A? R; 14 – A? K; 15 – A? T (Bearing Straights) po ciemku – w tym dniu wyszliśmy z przewieszonej części ściany;
  • 03.11. 16 – A? R (Island in the Sky); 17 – 5.9 T (Black Tower); 18 – A? K po ciemku;
  • 04.11. 19 i 20 – A? R (Illussion Chain – ruchoma płyta); 21 – A3 K; 22 – 5.10 T po ciemku;
  • 05.11. 23 – 5.9 A1 T; 24 – A1 K, iiiiii szczyt i zejście (7 godzin.)Listopad 1999.