Ardeche – marzec 2002

Autor: Jacek Czabański

ard_01Marcowa wyprawa do Francji stała pod znakiem ustawicznego sprawdzania prognozy pogody. Po przełożeniu wyjazdu o tydzień (ulewne deszcze w Marsylii) postanowiliśmy jednak wyruszyć i tak 8 marca byliśmy (Kaśka, Agnieszka, Grzesiek i ja) w drodze do Francji. Po dwudziestu kilku godzinach podróży przez Niemcy i Lyon dotarliśmy wreszcie na miejsce, czyli do departamentu Ardeche, położonego na zachód od doliny Rodanu (na skraju Masywu Centralnego, około 150 km na południe od Lyonu i około 200 km na północ od Marsylii).

Naszym celem był rejon Cirque les Gens (Chauzon), oferujący ponad 300 dróg. Pięknie położony w zakolu rzeki Ardeche, okazał się jednak rejonem wymagającym – pionowe lub lekko wywieszające się płyty oferowały trudne wspinanie, gdzie silne palce i dobra praca nóg nie były bez znaczenia. Asekuracja często pozostawiała wiele do życzenia (zwłaszcza wtedy, gdy drogi były obite zagiętymi prętami zbrojeniowymi…), tak więc po dwóch dniach wspinania postanowiliśmy poszukać innych miejsc.

Za cel obraliśmy rejon leżący w dolinie rzeki Chaussezac; jednakże ze względu na trudności topograficzne (raczej subiektywne niż obiektywne) dzień spędziliśmy na wycieczce urwistymi brzegami oraz eksplorowaniu wapiennych jaskiń. Do rejonu Chaulet (180 dróg) dotarliśmy dopiero pod wieczór i zrobiliśmy zaledwie kilka dróg.

Następnego dnia padało, mieliśmy więc przymusową przerwę – wykorzystaliśmy ją na odwiedzenie znanej apelacji winnej – Chauteneuf du Pape. Małe pustawe miasteczko, założone jeszcze przez awiniońskich papieży, sezon miało zdecydowanie przed sobą; tak więc po wypiciu drogiej kawy, zarządziliśmy odwrót. Trasa powrotna biegła wielkim wąwozem rzeki Ardeche, który widokowo porównywalny jest z wąwozem Verdon i stanowi największą atrakcję turystyczną okolicy.

Podziwialiśmy pionowe i niedostępne wapienne urwiska spadające ku wijącej się w dole rzece, było pięknie i dziko – takich wrażeń można doświadczyć tylko poza sezonem, gdyż w lipcu i sierpniu rzeka spływa setkami kolorowych kajaków.

Następnego dnia rano było za mokro, żeby się wspinać i dopiero pod wieczór zrobiliśmy kilka dróg w rejonie Salavas, który raczej nie przypadł nam do gustu.

ard_02Następne dwa dni były już jednak ciepłe i suche. Poświęciliśmy je na dalszą eksplorację rejonu Chaulet. Rejon w większości oferuje wspinanie w szarych spionowanych płytach, lecz można się tam także spróbować na krótkich drogach o dużym wywieszeniu.

Dopiero ostatniego dnia wspinania, tj. w sobotę, w skałach zaczęli pojawiać się inni wspinacze – wcześniej byliśmy zupełnie sami.

Niestety czas było już wracać. Po pokonaniu (w stylu AF) kilku ostrych wiraży na niemieckich autostradach i koszmarnej drogi z Wrocławia wróciliśmy do Warszawy.

INFO:
Wspinanie: wapień, płyty – od lekko połogich, przez pionowe (na ogół) do lekko wywieszonych. Inne formacje są rzadsze, aczkolwiek zdarzają się i ostre przewieszenia; jest tu też jedna grota. Przeważają wystawy południowe, ale są również wschodnie i zachodnie.
Asekuracja: spity, pręty – często duże odległości między nimi. Lina co najmniej 60-metrowa.
Przewodnik: dostępny w klubie.
Pogoda: w marcu jak nie padało, to było od 17 do 20 stopni (w słońcu). Noce raczej zimne. Miesiące letnie oczywiście będą za ciepłe.
Noclegi: wszędzie jest dużo campingów, w większości czynnych tylko w sezonie. Spaliśmy na campie Bonhomme, położonym pomiędzy Ruoms a Pont d’Arc (całoroczny, posiada również niezłe wino pod własną etykietą) za niecałe 4 Euro od łebka za noc.
Sklepy: supermarkety w Ruoms (5 km).
Odległość od Warszawy: około 1900 km.

REKOMENDACJA:

Rejon nie jest klasy Buoux i innych tego typu znanych miejsc, ale jest na pewno wart odwiedzenia. W całym departamencie Ardeche jest ponad 30 rejonów, w tym także granitowe. (!)